lirik.web.id
a b c d e f g h i j k l m n o p q r s t u v w x y z 0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 #

lirik lagu evening’s. (pl) – rantō sliderunner 1&2

Loading...

realną hipotezą jest, że nic nie ma na mecie ~ fikcją jest? że kocham życie
nie ma szans, bym przebił się przez to szkło ~ w nitach zatapiam magnolie
to jeszcze nie rozwoju koniec
widzę to w sobie, jakby oboje
w nas tak perspektywicznie. jestem upiorem
w euforycznych stanach nie trwać złudny a nikły czas
nie oślepnąć i kiedyś móc spojrzeć z góry na powierzchnie miast.. obcych
ale zaraz wrzucę srebro i spalę mosty przeszłości
mów mi vikernes van h~llsing
jak stary model ~ nic nie zrobisz
projekcje rozmywane przez deszcz
w mieście monumentów ~ śniły mi się
po drugiej stronie l~stra nadal staje ciemność
ale wiem, że dziś tego już nie chcę na pewno, bycia niezłomnym

wszystkie moje teksty ~ to jeden długi bridge
przejście do następnej zwrotki
tej ostatniej. wywołującej ciary
pierwszej która zmiecie wszechświat w pył
nigdy nie została napisana, bo po pierwszym słowie
jej stary autor padł na kolana przez alko i świat
stawiający na opak każdy zamiar typu “ten wszechświat dogonię”
nędzny mały człowiek, zamknięty w sobie
jestem zamknięty w twojej głowie, chciałbym tak myśleć
chciałbym wierzyć że myślisz o mnie
tak intensywnie jak ja o spalonych mostach
dogrzewam się w ich cieple łypiąc na w mroku stojący postrach
przed tym samym światem, żałosnym jak z ’80 filmy karate
żałosnym jak kolejny proces
pisania tekstu
kiedyś młody gniewny, dziś bezbronny dziadek
patrzy na siebie i się śmieje wspominając wersy z ‘nie chciałem’
wydający kolejną niczego nie wartą kontynuację, sequel
żeby jakoś jechać na marce, będąc mydlaną bańką w morzu wódy i igieł
nikt w tym tłumie nie zauważy jak zniknę
nie było mnie chwilę na zewnątrz
sobie odejść mogę w ciemność
sobie dalej śnijcie nieprzewidywalność, miraż zawiązań
na sils wszystko? to jedyne ~ co mogę wam wygarnąć
właściwie to nikomu, jak będzie trzeba? to zrobię drift po ksywach i podwiązkach
nawet jakby to miało potem po wyziewach i związkach rozgłośni śmigać
zawiłe~powtarzalne sekwencje nadrabiania ideologii
rodzą precedens, ucieczkę, albo chęć do zbrodni
re~definiuję ciąg przyczynowo~skutkowy zaczynając od szczytu
kończąc stepującym krokiem na bramach, będzie lżej w pełnym słońcu na chodniku
chlej? to chleję ~ na rogu byłego niegdyś carrefour’a i torów ~ też masz to?
nie szukam nowego domu, zaświeci mi nad zakrętem blask zgiętych w rozkminach karków
będę tak się tułał aż do śmierci, bo wolę to, niż żyć z rapu
takiego klimatu~nie będzie nigdy więcej, nigdy później, nigdy wcześniej
ode mnie, pierwszy i ostatni raz.. tworzę martwy ląd ~ eternię
dawaj zejdź tu, “wróć” powtarzam jak mantrę, usiądź koło mnie
skończmy jak huxley, ale utrzymajmy..właściwe proporcje
jeszcze kiedyś wstanę, zrobić te forsę
zapewnić to szczęście sobie, bo tobie ~ to chyba już ktoś inny
na zawsze profilaktyczny i astrofizyczny
zwykły a niesamowity ~ jak te fotografie w ciemni na linii
mówię im, że na samym początku zataczam koło i wracam na koniec
nic z tym wstydem i niechęcią zrobić nie mogę
ale o tym innym razem, konsekwencji się boję
naaas dwoje ~ kiedyś na rozpoznaniu, odwiną ze mnie folię
wtedy zamilknę i powiem ~ “wyszedłem na swoje”
choć.. wydaje się to być..
nieuniknione?
jak strzelba pojawia się w kadrze ~ zawsze dobrze wiesz, wystrzeli
wiersze, bo ile możesz trawić diament ~ dając na srebrnej tacy serce
to jak strzelanie monetą do unoszących się w przestrzeni wydzielin
zbyt abstrakcyjne, wracając do strzelania
w metrze wejdą w pasach i na paskach tłustodrukiem każde kolejne..
kolejności nie zmienisz, tym bardziej stosując agresje
tudzież represje ~ bolą, jak wiecznie żywy soc~art oplatający dzielnie
koneksje ~ splatam by rozeszły się na wiele
mój joint to glider w szarym deszczu
słuchany przez skończoną ilość sekund
dobrze wiesz, że cierpię
oduczyłem się czytać nagłówki gazet
dbaniem o dobro idei czynu ~ wciskam escape
jak i sprawdzaniem, że..
że nic się nie stanie

ten w mroku stojący postrach okazał się kostuchą
może przedwcześnie ale czas najwyższy odejść, trudno
gęsia skórka ożywia pod powierzchnią próchno jak kac zapity wódą
nad ranem, gdzie przeżyć tego życia tak nie chciałem
przemierzam piętra niczym duch ~ niczym rantō sliderunner
mówię im, że na samym początku zataczam koło i wracam na koniec
gdzie ~ widzę to w sobie, jakby oboje
w nas tak perspektywicznie, jestem aniołem
jak ten oklepany z .jpg i tatuaży, z ak47
widząc powielany schemat na bazie powielanego schematu..
gdzie się mam schować? nie wiem
drugi raz przecież nie skończę w piachu, chociaż
jeśli to był mój koniec
to początek musiał być negatywem tego stanu
tych tablic, tragiczne to jedyne jakie znam przypadki
na trzy możliwe warianty radzenia sobie z problemami..
zapobieganie, leczenie, pogrzeb ~ jestem kurewsko martwy
tak dążąc, do realizowania potrzeb wywołuję precedens ~ ucieczkę
chęć do ciągłego wątpienia w siebie, wiary w tych
przez których bywam nadmiernie ignorowany
lepiej chyba tak niż gdzieś na skraju prawa, uciekać
udawać, chować się za maskami ~ każdy krok z uwagą rozważnie
dobierać karty jak w grze o najwyższą stawkę
o cudze życie
ilu arabskich poetów uciszonych przez system?
ilu ambitnym północnokoreańskie władze kazały milczeć?
ile pięknych wierszy, których nigdy nie napiszę?
ile pięknych utworów, których nigdy nie usłyszę?
ile genialnych linijek uleciało z głów, bo nie było na czym pisać?
ilu za wolność przyszło być palonym, torturowanym, zwisać?
raczej nie zostanę twoim ziomkiem, ale to już chyba nazbyt oczywiste
biorę tylko tamtą sprawczą szablę~umysł na misję jak django
nie warto

bo nie da się wyjść z systemu
na swoich torach do dyspozycji krążę w parne niebo po swojemu
nikt inny nie zostawił tu swoich bagaży
opuściłem w tym pociągu szczęście, gdzieś niedaleko maszynisty
wysiadłem, dość wojaży
ma zadzwonić ~ gdy szczęśliwie dotrze na miejsce
chciałem zamieszkać.. wiesz gdzie, gdzie oddech jest czysty
nie wiem, ważne, że z tobą
pani inspiracjo, pani zawsze wiedziała o kim, dlaczego, i po co
nieuchwytna jak.. jak każda dobra alegoria
rozumiesz?
sam się trochę gubię
p~polej kolejną. za n, za z, i za m
czyli za: pierwszeństwo wymuszone przez obcego, przez mój brak pewności
(aczkolwiek, z jednym tanecznym czynem)
czyli za: zbyt długie rozważania, złe podejście na prostej, by finalnie..
by finalnie się na ostatnią stronę poskładać, posklejać i odejść w zablokowaniach
i ostatnia za omylność, względem chorych na własne życzenie, bo nawet złe geny
jowialnie terapia dziś załagodzi. plus leki (plus leki)
tam masz to pamiętliwe, trzecie w przedziale siedzenie!
(nadal nie chcę twoich źrenic)
wychodzę, miłego.. ehh

postęp u mnie złożony jak symulacja imitacji, albo symulakry wplatane bluszcz
muszę krzyczeć choćby bez ust z ostatnią wypłowiałą kartką

nawet gdy nie chowam urazy zgniecionej w kieszeń ~ zawsze pozostanę śmieciem
na zawsze z największą lodowatą bijącą pustką, zwaną miejscem
każdym
za~każdym~razem
w każdym ~ wyrazie
książce, zimniejszych myślach, obrazie, fazie, barze, cugu, skwerze, handrze
to mam w swojej wunderkamerze, tak zwanej ‘bazie’, ‘hangarze’
dlatego chwyciłem za pióro, zaczynając od słów ‘spraw mnie’
spraw mnie szczęśliwszym, szczęśliwszym na ostatnie momenty
by zapamiętali mnie lepiej, bo tylko ta perspektywa zostanie w pamięci..
gdy odejdę


Lirik lagu lainnya:

LIRIK YANG LAGI HITS MINGGU INI

Loading...