lirik lagu evening’s. (pol) - orfeusz nocy a nierówności fali
gdybym usłyszał… że został mi miesiąc życia?
pewnie więcej bym pisał o kurzu, o zakłóconych~
połączeniach, że meta bliższa i rankiem slalom że~
zawiodłem się na tamtej wzgórzu palonej toksyczności
pod ustami odwróconym ~ przypomina diament
budzi się ból na polu, które na pół oddałem
nad ulicą wisi narrator i całkiem grząski grunt
piję nałogu falę, ponownie nic się nie stało
wejście niby rodowód, już nie ołówek a druk
na wzór dwóch liter kute żelazo nad szachownicą
decyzji z przeszłości wątpliwa czystość, dusza?
serię zaczynam od zera że łukasz tak dojebał~
się nie dziwię, kąt padania niby beckham obliczyć
mikro~kontuzje i stare skrzypce na samplach
czasem gitara, za chemiczny ogród dziękuj yen lo
jakoś wtedy sk~małem że gubiąca bywa prędkość
oraz osądy rzucanych kamieni w ręku co przykre
balans od gwoździ do promieni pierwszych wschodów
że pod powierzchnią jest niezły wykręt powiedz komuś
taki igrający z ogniem przeżyć basquiata znowu
czarna paproć nad łokciem, choć rzadziej bywa trudno
goliat dawno usnął, trzeci rok długie z naprzeciwka
chyba straciłem dług, próbuję wycisnąć sok w litrach
na powierzchni utopią stare bóstwo? mój front wpływów
(jeden z lepszych w rapie od rzeczy i nie brak stylu)
przez ciemność na ścięcie szli, nowy ląd był po drodze
nie tonę już w duszach bo ten proces, je wysuszał
stopniowo, nie jestem dzisiaj szybując na zjazdach
jestem dawno i nieprawda, ale szkli się szczerość…
w armatach zardzewiałych przez tutejszy neuro~zakaz
z yamabushi w lasach mamy stairway to h~ll bo…
nadal lubię gdy nazwa własna definiuje punchline
(jak złapiesz? to możesz powtarzać “weź nie pierdol”)
niczego nie będzie żal
u niej w cudzych snach
w ciszy kuję stal
warta jest więcej…
warta jest więcej~
niż z koncertu tamta łza (tamta łza)
pojedyncze szarpnięcia i rzeka interakcji
na rękach rozkłada się atawizm, prywatny
rzeźbiony pod spodem, na wzór palonej gliny
to nie sin city, więc raczej nie palonego
pożarem paradoksalnie ugasić przemoc~
jestem w stanie, non~stop głucha pozostaje
postawiona kropka ~ wyżymana ścierka
nim zejdę na nowo dołem na nocną zmianę
jako pracownik kina velvet goldmine puszczać
po godzinach na rogu, złożonym z kątów
dla nikogo, może zrobią reboot prequela
o srebrnej krwi, złodziejach… (coś zarobić)
kanibalizacja kultury i wyobrażeń
dajcie mi ciekawsze trope’y których u góry brak
nawet jeśli numb, to głębsze niż papercut
szeroka~pusta autostrada, drony i~
rano oddany tysiąc przed naszą erą
bez przepychu, albo taki, że nie wskażesz
z kingston piętno, zapomniany raport
bo żyję dla spojrzeń, od których kolana (yyy…)
miękną ~ nawet jeśli widzę je na zdjęciach
tylko i aż jak za karę, wyciąłem presję
u nasady personifikację konsekwencji
za przespane lekcje? będę do końca wdzięczny
superstruktura której nie zmieni nawet najgłębszy dialog
dlatego do przedostatniego dnia miesiąca wolnę rozmawiać ze stalą
jak ominąć wewnętrzną pułapkę, aby nie ponieść konsekwencji?
siedzę sam w kinie ~ stare dok~menty i z melancholią kontrakt
w barterze na blokach, do których wiatr rewolucji nie dotarł
stawiam znów poziom do betonowego pionu
to tylko kolejne piętro~level w moim bloku
postawiony na fundamentach ze szczytu skoków
wiecznie powtarzających się, jak z okien sudoku
gdy zgaszone to puste ~ a gdy zapalone to liczba
z jednej strony lecę po schodach ~ z drugiej winda
ze ścian klatek schodowych tagi, na dachu freestyle
przedpokój i kuchnię zmieniam na łazienkę, jak czysta
bez okazji z gwinta ~ balkony widziały szlugów mistrza
poranne naloty, karetki, w pokoju gdy księżyc mnie wita
jeszcze nie zasypiam bo znowu nie potrafię przestać pisać
wbijam pod drzwi i szybko do dom~f~nu “coś tam ten dzisiaj?”
błogosławię demokryta i leukipposa
zawsze ~ gdy przyjmuję niejawny posag
dodaj “~izm”, bo mnożę kwark a nie dzielę
w prywatnym królestwie o którym nic nie wiesz
na wosku tylko koszmary i penicylina
archaicznie kupić, postmodernistycznie sprzedać
jakby ktoś pytał, anarchistycznie nic nie mam
ewolucja posągów proudhona i bakunina~
zaznacza wypukłości pod powierzchnią na grobach
coś tam relatywnie poznałem przez wiraż kontra~
“relatywizm poznawczy w czyśćcu zatrudnić”
na tarczy z hakami wracają wskazówki
więc je z illogic’em dobijamy na 5 sposobów
mimoza wewnątrz aktu zgonu, jej fatalizm?
lorem ipsum ci na nic, jestem wczoraj (zapisz.)
z powrotem odbite pole, już nie liczę
muszę biec stary ~ jeśli wiesz o czym mówię
więc mogę się wreszcie zrozumieć po stronach skali
tym razem cele tylko zyskują na znaczeniach
dalíego zegary płyną po zakrzywionej fali
by się rozpaść na deskach tworząc nowy teatr
(nadal lubię lyncha, bohren club, nocne sp~cery, szlugi
ale…
życie ma do zaoferowania więcej, nie chcę się zamulić.)
[fragment z końca waiting for godot (2001)]
kolejny album? wielka płyta~
i nic dalej
kiedyś miałem ~ dziś już nie mam, pytań
tak odwrotnie do kizownika ~ stawiam znak
bletka pełna pluralizmów się zwija i znikam
(z dedykacją dla jednego z najprawdziwszych, kaseem ryan)
Lirik lagu lainnya:
- lirik lagu themusicnerdguy - why feel bad…
- lirik lagu 최창순 (choichangsoon) - 그댄 나의 노래 (you are my song)
- lirik lagu flesh + blood - get it together
- lirik lagu hans gál - crabbèd age and youth
- lirik lagu alejandro orozco antúnez & maría elisa gallegos - di que eres tú
- lirik lagu hawa b - show
- lirik lagu roșu și negru - val de mare
- lirik lagu geneva jacuzzi - city of love
- lirik lagu к4рма (k4rma) - ул3т3л д@л3k0
- lirik lagu lil rae - smile on your face