lirik lagu banita (raper) - po prostu nie mogę
[intro]
nim jeszcze ruszę w dalsze wyprawy lub c0kolwiek innego zrobię
muszę jeszcze pozamykać tu pewne sprawy – jestem winien to tobie
[ihook x2]
bam, bam – dam wam co najlepszego mam sam
bam, bam – zaprowadzę cię do prawdy bram
bam, bam – wtrąci się cham, powiem mu nie kłam
bam, bam – żaden chłam, nie o niego tu gram
[zwrotka 1]
miałem nagrać kawałek o tym jakie to życie jest trudne
no jest, ale nie sądzisz, że to byłoby już po prostu nudne?
miałem zacząć go: “mam zrobić więcej niż te korpo-szczury.”
no mam, jak każdy(,) mogę rękoma przenosić góry
banita, wenem – już „po prostu nie mogę”… teraz albo w ogóle
na rękawicach osiadł kurz – za długo podchodziłem do życia zbyt czule
co paradoksalnie powodowało tutaj ze wszystkich największe bóle
choćby nawet nie wiem co – muszę to mówić… i niech szukają mnie kule
nie będę kłamał, że zastanawiam się czy w coś jeszcze tak mocno wierzę
już prawie jasno – litera po literze wciąż spisuję to na papierze
w głowie mam od tego za ciasno, więc wciąż zarywam noce
by w końcu kiedyś móc zrywać tego wypragnione owoce
pod oczami nieustannie wory
przez to (co?) często jestem chory
no sory – dlatego tak bardzo brakuje mi pokory
ale nie potrafię być cicho wjeżdżając na te tory
bo tylko ja doskonale wiem do czego jestem skory
pytają ziomy czemu spisuję kolejne strony
a właściwie to tomy, a właściwie to tony
odpowiadam, że atak stanowi najlepszą formę obrony
i że tak łatwo nie dadzą sobie wyrwać tego moje szpony
i gdy tak łapię za mikrofony to włączają się im samozapłony
stop, stop: o mało co znów zgubiłbym trop stając się miałki
jeszcze przyjdzie czas na kawałki pełne przechwałki
często jako moją metodę obrony najpewniej przyjmuję atak
bo gdy spotyka przeszkodę nie zawsze orłem okazuje się ten ptak
w taki sposób trzymam po prostu mocno zaciśniętą swą tarczę
wiem, że to nie jest dobre, lecz gdy wyrywają mi kły to warczę
serio, zawaliłem już tak wiele spraw, łącznie z tym utworem
ale uwierz, robię wszystko by wygrać z tym wewnętrznym potworem
powtarza się schemat i temat: nowy rok – stare gówno
jak to mówią: “przecież musi być we wszechświecie równo.”
zżera mnie od środka i przytula do siebie ta jakże słodka i plugawa pycha
gdy napawa mnie radość z jej odejścia znów znieczula, a ona już tylko czyha…
jednak wtrącę swoje trzy grosze jeszcze nim poddasz mnie nie słusznej ocenie
proszę, posłuchaj jeszcze tego co mam do powiedzenia po refrenie:
[refren x2]
to jest moje życie
nie mówię już o tym skrycie
nie wiem czy będę miał za nie na jego pokrycie
ale to jest moje życie
[zwrotka 2]
to nie kolejne “trzeba żyć” jak by to zapewne teraz powiedział tet
trzeba żyć? ja chcę żyć, życie przeżyć, a nie jak przeżytek przeżyć je wnet
nie będę już siłą udowadniał, że ktoś niepodważalnie się myli
nieustannie powtarzam to sobie, że by wypuścić najpiękniejsze kwiaty
musisz (no muszę) być obłożony gównem i znosić baty. #cyrkmotyli
co prawda to całe gówno pode mną przyczyniło się do urodzaju
ale nie będę egzagerował, że trafiłem przez nie prosto do raju
ile to razy myślałem, że cudownie zmartwychwstaje, po czym ponownie doznałem zawodu
ile to razy myślałem, że jestem na samym dnie, po czym usłyszałem pukanie od spodu
dla niektórych być może będzie to ogromny szok
ale nie chcę bym kiedyś rok w rok widział ten sam blok
dookoła wciąż tylko ciągły tłok, mrok i amok
robię więc do przodu krok – skok w bok
bo nawet gdyby przy mej skroni był załadowany glock
to zawsze obroni mnie któraś z tych niewidocznych dłoni. #josephfiglock
nie odróżniam marzeń od realnego świata
znajomi z tego powodu mają mnie za wariata
jestem wspierany, lecz nie popierany przez rodzinę
gdy tylko o tym wspominam przecież widzę ich minę
mówią, że skończę jak tamte debile
mówią: “zejdź na nią, bo będziesz musiał kopać ziemię.”
oni wszyscy nie wiedzą o tej sile
i o tym co w moim wnętrzu drzemie!
mimo, że on mnie strzela to to jest ten właściwy szlak
mimo, że sił mi brak i czuję się zupełnie jak wrak
wielu tu w to nie wierzy, powtarzają, że czeka mnie tylko nauczka
to robię nieprzerwanie swoje, widzę w tym coś więcej. #jerzykukuczka
wybudziłem się na czas, bo już spadałem z wysokości
jednak na opowieści o przeszłym będzie czas w przyszłości
wystarczy, że wypowiesz tylko moje imię
a pobiegnę choćby w najmroźniejszej zimie
podejmę się biegu pomimo tego prószącego śniegu
i wciąż narastającego na mej drodze przeszkód szeregu
ulicami tu nie płynie mleko i miód
więc oni nie liczą na szczęścia łut czy cud
mimo to nigdy nie zaznasz przez nich rzuconych pod nóg kłód
mimo, że są zawsze z tobą jak na dupie wrzód
nie możesz (no nie mogę) sprawić by dosięgnął ich zawód
aż za dobrze znają morderczy życia chód i chłód
tak dobrze jest mieć lud, którego nie odstrasza trud
i choć są skuci (i struci) to pchają cię (tak, mnie) naprzód
wierzą, że ktoś im utraconą wolność przywróci, lecz póki co cierpliwie cierpią – moi ludzie
myślisz, że chcą słuchać o jakiejś marudzie?
żyją w straszliwej ułudzie i brudzie
myślisz, że obchodzi ich to co mam im do powiedzenia o moim jakże to ogromnym trudzie?
prosili mnie o pomoc – wciąż jej potrzebują – widziałem twarze tych ludzi
precz szatanie!!! ciemność mojej duszy nie dostanie i grzech jej nie zabrudzi!
oczywiście, że poczuję się nieziemsko gdy zaświecą jupitery
jednak muszę być do końca szczery pamiętając kto trzyma za stery
znam ich najskrytsze tajemnice
część z nich to moi wierni kibice
pamiętasz te wspomniane już przeze mnie w pierwszej zwrotce rękawice?
gdy nie mam sił ich podnieść oni robią to za mnie niczym rozwścieczone lwice
proszę, zrozum, że po prostu muszę, po prostu nie mogę
po prostu służę, bo sam znam tak doskonale tę trwogę
mam mamę co niepojęcie kocha, przez co często szlocha, że będę miał za dom bramę
tatę co martwi się o wypłatę, byśmy zawsze mieli w domu ciepłą szamę
brata co myśli, że jestem bez skazy, przez co tyle razy bierze mnie za idola
mam boga, w którego bezgranicznie wierzę, że moje czyny to jego wola
żadne to jest przeznaczenie czy też jakaś inna dola
po prostu muszę użyźnić te wyjałowione pola
nie raz kiedy chodziłem ciemną doliną
on czuwał nade mną i poratował liną
nie raz kiedy myślałem, że nastąpi cięcie, że to już jest mój schyłek, <że to już przegięcie>
on mówił: “nie bój się.”, w jednym momencie fizycznie ratując mi tyłek
poprosił za to bym wkładał wysiłek w wystrzeganie się pomyłek
uprzedził pytanie: “co gdy wąż syczy nie dając goić się ranie?”
odpowiadając, że każda z nich jest w jego planie. #goryczykielich
diametralnie zmieniło to moje postrzeganie
w zamian dostałem też od niego zadanie
i określony czas na jego wykonanie
dozgonnie dziękuję ci mój panie za nie…
to całe cierpienie jest niemalże jak jedno wielkie błogosławieństwo
bo ty właśnie dzięki niemu możesz ujrzeć to między nami podobieństwo
jeżeli moimi słowami zrobiłem już na tobie jakieś wrażenie
to poczekaj jeszcze na to co mam ci do powiedzenia po refrenie:
[refren 2 x2]
to jest moje życie
i chcę słyszeć twoje wycie!
nie wiem czy będę miał za nie na jego pokrycie
ale to jest moje życie
[bridge]
ta zwrotka szczególnie (bo zresztą tak jak i wszystko co robię) jest dedykowana tobie
tak, dokładnie – tobie, bo gdyby nie ty to z pewnością już dawno bym leżał w grobie…
[zwrotka 3]
mówią: “sztuka dla sztuki.”. #evvival’arte
walę, gram vabank – wszystko na tę jedną kartę
wolę by sztuka nie była sztuczna i dla sztuki – bo to już nie żadna sztuka
moja zrozumienia w rzeczywistości, z której dochodzą pomruki szuka
banita – wykrzyknik rozjednoczonej masy!
nie wiem ile razy byłeś świadkiem truizmu:
“nie dla populizmu.”
“nie dla kasy.”
i co mam powiedzieć? że nie myślę o kwicie, ale chcę żyć w dobrobycie?
odbijam od tego – nie wierzę w szczęśliwy traf – to jest moje życie
może teraz mi w to nie uwierzycie, ale choćby to był epitaf czeka go rycie na płycie
patrząc z jaką łatwością zapełniają swoje tablice to aż w oczy kłuje, #tabularasa
tak samo jak wartościowe dziewczyny, które wieszają sobie na szyje szuje (pozostaje skaza)
każdy marzy by mieć popyt większy od podaży
jednak tu chodzi o coś(,) więcej od samej gaży
tutaj się nie tylko moje życie waży
więc chciałbym widzieć uśmiech na twojej twarzy
patrząc na twoją minę, wi(e)dzieć, że zabieram cię w inną krainę
i te w podzięce wysoko w górę świadomie wzniesione ręce…
dla czego bije moje serce? przysięgam, to jest ta rzecz
i bym przestał to robić to musiałbyś mi wbić w nie miecz!!!
tak, wiem – niektórzy dziwią się, że mówię tutaj o wszystkim niesamowicie szczerze
nie widzą tego, lecz tylko tak mogę przebyć całą drogę – mocno w to wierzę
uważam, że tylko jeżeli podczas kreślenia tych mych wersów będę całkowicie szczery
dostrzeżesz w nich swe odbicie i zdołam przebić wszelkie (nawet te między nami) bariery
szukam pary oczu w tłumie
która ból w moich zrozumie
chcę opowiedzieć o sobie innej osobie
więc pozwól mi, że teraz opowiem to tobie
wciąż nieprzerwanie to robię, bo wierzę, że w jakiś sposób jednak ci to pomoże
może, któreś z mych słów pozwoli zasklepić się twej ranie w ostatecznej porze
może to co tworzę trafi w chorobie lub żałobie, do którejś z utrapionych głów – dopomóż (mi) w tym boże
składając w całość te literki właśnie zrozumiałem, że to nie są jakieś głupie gierki lub wymysły nadwrażliwego nastolatka
gdy życie ludzi rozsypuje się jak bierki, nie jest jak cukierki, nie mogą usiąść na dupie, a umysły karmi nadzieja
powtarzam, że to moje życie, lecz nie jest tylko moje
jeżeli teraz słuchasz tych słów to już jest nas tu dwoje
możemy stworzyć niezniszczalną zbroję
wybudować własnymi dłońmi ostoję
jeśli nie my sami to nic nam nie zaszkodzi
mówią, że jesteśmy przecież jeszcze tacy młodzi
lecz właśnie ten kwiat zrodzi owoc co ma ogromną moc
rozproszy nawet najczarniejszą noc
ona go nie strawi, to on sprawi, że nie tylko przez sen
będziemy widzieli idealny świat
wreszcie zobaczy w bracie brata brat
bo w tej kwiecistej szacie miłość to tlen
nie wiem czy ty też teraz tak czujesz tę więź, która jest między nami
ale nie jesteśmy sami , zesplatani niewidzialnymi węzłami
niech każdy wers nada ci sens i na sercu z całych sił się zakleszczy
niech niczym bełt <żaden demon(,) nas nie dostanie> kuszy skruszy na nim kamień i nastanie dzień z deszczy
poczuj te impulsy duszy, którym nadaliśmy miano dreszczy
dajmy upust temu szeptu, który odwiecznie wewnątrz nas wrzeszczy
czasem z powodu duchow(n)ego głodu nie umiem okiełznać strachu, że to minie z prędkością zapachu stawiając mnie w szachu, narobię obciachu, za szybko trafię do piachu, bo co będzie jeśli się sparzę i okaże, że byłem w błędzie – jednej nocy
ty udzielasz mi wtedy pomocy, ty dajesz wiarę, że miną szare, nastaną lepsze momenty, ustaną w końcu zakręty na drodze, w pełnym słońcu puścimy wodze, jeden dźwięk – lek na lęk, remedium na acedię – niemal jak z procy dodajesz mi mocy
w każdym dziele tym co mam najlepsze z tobą się dzielę
w zamian chcę zobaczyć te ciary na twoim ciele…
one dodają mi wiary – na samą myśl o tym sam je mam – to znaczy dla mnie tak wiele
wszystko zależy od nas – żaden tam jakiś ślepy los – już jeży mi się na to włos
mogę wytrzymać każdy cios
tylko muszę słyszeć twój głos…
[refren 3 x2]
to jest moje życie
i chcę słyszeć twoje wycie!!!
sam widzisz, że odpuścić po prostu nie mogę
więc chodź, przemierzymy wspólnie tę drogę
[outro]
ta ciągła gonitwa między dwoma skrajnościami jest dla mnie już bez znaczenia…
bez znaczenia czy potomni będą nosicielami brzmienia mego imienia
bez znaczenia czy rozszyfrują znaczenia i dojdą do pełnego zrozumienia
bez znaczenia czy banita wyjdzie kiedyś ze swego cienia (potępienia)
liczy się właśnie ta oddzielająca wersy przerwa
i spowodowana nimi werwa
minione i jeszcze nienarodzone nie istnieje bez dziś – bez kitu
kocham żyć i życie, jestem szczęśliwy – teraz i tu
[tekst i adnotacje na rap g*nius polska]
Lirik lagu lainnya:
- lirik lagu htrk - summer rain
- lirik lagu rosenblatt - esthetique
- lirik lagu dominic bennett - turnwheel
- lirik lagu the carter family - lover's farewell
- lirik lagu charlie haden - single girl, married girl
- lirik lagu pignoise - solo hay un lugar
- lirik lagu kidneythieves - god in fire (dissidia 012 final boss)
- lirik lagu fousey - the mirror
- lirik lagu fábula - klaus
- lirik lagu claire's birthday - mother/bread